2014/11/08

Pochylone autobusy... czyli pierwszy dzień w Hong Kong

Obecnie jestem w kochanej Polsce, ale i tak z niemałym opóźnieniem napiszę o naszym pobycie w Hong Kongu.

Lecąc do Polski przesiadamy się w Hong Kongu i Zurichu. Tym razem nasz postój w Hong Kongu był dłuższy niż normalnie - trwał 5 dni, a to z racji naszego uczestnictwa w dwudniowej konferencji na temat edukacji alternatywnej, w tym edukacji domowej. Na owej konferencji zebrały się rodziny edukujące w domu i specjaliści zainteresowani edukacją alternatywaną. Moja rodzina chyba zalicza się do obu tych grup... :P

Ze sobą mieliśmy niezmierną ilość bagaży, wypełnionych między innymi upominkami z Tajwanu dla polskich rodaków, a między upominkami schowane były ciepłe ubrania na mroźną Warszawę.


Ania z swoją dużą podręczną walizką, gotowa do odlotu.


Spłaszczone schody ruchome w lotnisku Hong Kong przypominają o niebezpieczeństwie gapienia się w telefon w czasie przejażdżki. Ja myślę że to wina ich samych ... jest to jedyne lotnisko, na którym byłam, które ma nieoraniczony dostęp do bezpłatnego WiFi... Ale proszę go nie wyłączać!!


Jak dojechaliśmy do pokojów gościnnych uniwerku, pierwsze co zobaczyliśmy to te bransoletki,       zrobione przez dzieci uczące się w domu w Hong Kong. To takie bransoletki zrobione z gumek, które nie tylko były popularne na Tajwanie, ale również okazało się że i w Hong Kong i w Polsce szaleją za nimi dzieci. Dostaliśmy po jednej bransoletce na osobę i każda była inna.



Pierwszego dnia po przylocie, rzuciliśmy wszystko i ruszyliśmy w miasto. Byliśmy na samym południu wyspy Hong Kong i nie wiedziałam wcześniej, że droga do centrum prowadzić będzie w górę i w dół. Na wąskich uliczkach o niezłym pochyleniu widać jak dwupiętrowe autobusy ledwo ledwo trzymając się drogi skręcają w te i we wte. Coś niesamowitego.



Doszliśmy do The Center, który jest piątym najwyższym wieżowcem w Hong Kongu, a i tak przewyższa Pałac Kultury i Nauki o 46% - 109m...



Następnie zniżyliśmy się podziemnych czeluści i przejechaliśmy się metrem. Było to w godzinach szczytu więc wszędzie roiło się od ludzi. Ale jedno zauważyłam, po tym jak ludzie władują się do wagonów, to nie przepchną się do środka, próbując wypełnić metro, tylko stoją przy drzwiach. W związku z tym, pasażerowie często muszą przepuszczać kilka pociągów zanim mogą wsiąść. Nawet w Tajpei, gdzie ludzie są mili i uprzejmi, próbujemy się wepchnąć do wagonu kiedy to jest możliwe.


Zakończyliśmy dzień pyszną kantońską kolacją. I dojechaliśmy taksówką spowrotem do uniwerku, bo mowy nie było żebyśmy po ciemku wspinali się pod górkę z pełnymi brzuchami.

Oto vlog, w którym jest na ekran wrzucone wszystko to, co napisałam :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz