Piątek18 Z
powodu czwartkowego brykania z laserowym pistoletem w ręku z okazji urodzin koleżanki, dzisiaj
zabija mnie ból w nogach...
Rano zawiozłyśmy z mamą Ankę na plastykę i posiedziałam z matmą na dole, gdy mama drzemała obok mnie na sofie.
Trochę mi smutno, bo dobiega końca rozdział geometrii w matmie, a następny rozdział wygląda na dwa razy dłuższy i dwa razy trudniejszy od mojej kochanej geometrii. Matka się raduje bo owy następny rozdział jest o funkcjach...
Rano zawiozłyśmy z mamą Ankę na plastykę i posiedziałam z matmą na dole, gdy mama drzemała obok mnie na sofie.
Trochę mi smutno, bo dobiega końca rozdział geometrii w matmie, a następny rozdział wygląda na dwa razy dłuższy i dwa razy trudniejszy od mojej kochanej geometrii. Matka się raduje bo owy następny rozdział jest o funkcjach...
Po
drzemce mamy, plastyce Ani i pożegnaniu się z ulubionym rozdziałem
w matmie, odebraliśmy Coco (franchise bubble tea-ów) z Tatą, i wyruszyliśmy do Xinzhu 新竹,
gdzie
przebywał ostatni członek naszej rodzinki.
Porzucony
w szkole lotniczej, Jasiulek niewątpliwie sporo się nauczył i
dumna z niego jestem (choć w żaden sposób do tej kolonii i jego edukacji lotniczej się nie
przyczyniałam).
Zebrana gromada Chena i Chen-Werników ruszyła ku Costco (czyli olbrzymiemu supermarketowi, w ktrórym się zaopatrujemy), gdzie zjadłam niezłą kanapkę.
Zebrana gromada Chena i Chen-Werników ruszyła ku Costco (czyli olbrzymiemu supermarketowi, w ktrórym się zaopatrujemy), gdzie zjadłam niezłą kanapkę.
Internet
kurcze nie działa u nas w domu z nieznanych diabelskich przyczyn a Edius (program edytowania filmów) ożył na dziesięć minut, po których kontynuował (już od kilku dni to się dzieje) swoje samo wyłączanie
się. Przyjacielsko z kompem to nie mam. :(
Sobota19 Dzisiejszy ranek zaczął się jedzeniem śniadania w piżamie i szorowania kibla.
Niedziela20 Rano poszłam z Mamą i maluchami do kościoła, a później dołączyliśmy do Taty by posłuchać jak kilku ludzi z grona "białych" aktorów na Tajwanie rozmawia o przeróżnych rzeczach, głównie o tym jak dostać pracę na Tajwanie.
Sobota19 Dzisiejszy ranek zaczął się jedzeniem śniadania w piżamie i szorowania kibla.
Kiedy się przygotowywałam do wyjścia to wrzaski Jasieńka były słyszalne za drziwami. Okazało się, że nie chciał nosić tam jakiejś chusty czy szalika jako swój "signature". A ja oczywiście wybrałam kolorową muszkę, którą dostałam od Perry'iego.
Ojciec zawiózł nas na zajęcia aktorskie, na których mieliśmy tylko jedno ćwiczenie przez całe trzy godziny. Ćwiczenie owe polegało na użyciu pewnej rzeczy w inny sposób niż jej oryginalne przeznaczenie, a następnie przedstawienie wszystkim nowego użycia tej rzeczy. Zabawa była fajowa.
Ojciec zawiózł nas na zajęcia aktorskie, na których mieliśmy tylko jedno ćwiczenie przez całe trzy godziny. Ćwiczenie owe polegało na użyciu pewnej rzeczy w inny sposób niż jej oryginalne przeznaczenie, a następnie przedstawienie wszystkim nowego użycia tej rzeczy. Zabawa była fajowa.
Po lekcjach odwiózł nas Perry do domu na pyszną carbonarrę.
Przywiózł on ze sobą Mac Booka Pro i nowy plecak, który jest boski (Mama uważa, że zadużo tego wszystkiego).
Po nienajsmaczniejszym lunchu pojechałam (już sama) do Beitou, czyli na drugi koniec miasta, na lekcje teatralne. Spóźniałam się, więc musiałam szybko, szybko przebierać nóżkami.
Lekcje były fantastyczne, a były o castingach. Nie tylko nauczyłam się jak powinno się przygotowywać do nich i jak się zachowywać w czasie, to jeszcze dowiedziałam się jak cały system castingów działa od początku do końca.
Fizycznie to nie było za bardzo męczące, ale trzeba było sporego kawałka z filmu Juno nauczyć się na pamięć, więc wymęczyłam sobie mózg...
Zosiu, cieszę się, że coraz częściej to zaglądasz i piszesz. Może przyznanie Ci nagrody blogowej Liebster Award zmobilizuje Cię do jeszcze częstszego pisania? Oby.
OdpowiedzUsuńWięcej szczegółów znajdziesz tutaj http://ourbabelschool.blogspot.tw/2014/07/liebster-blog-award.html
Zapraszam do zabawy!