2014/07/28

Od Królewny Śnieżki do pamiętania o dżinsach

Podglądamy skrypt
Niedziela27 Tego wieczora tak padłam na łóżko ze zmęczenia, że nawet na pół śpiąco nie mogłam zapostować na blogu…

Rankiem ojciec podwiózł mnie do teatrzyku (tego samego, od którego odjechałam pociągiem kilka dni temu). Tam, przebrałam się w piękny strój i piękną perukę Królewny Śnieżki, w krórym to stroju zostałam już przez resztę dnia.
Po przeczytaniu jeszcze raz całego skryptu z innymi aktorami, przygotowaliśmy się za kuliami do jednogodzinnego przedstawienia.
Takie przedstawienia są raz na miesiąc, i odbywają się w malutkiej sali, która może pomieścić 90 dorosłych i dzieci; widzowie są na równi z sceną i można łatwo nadepnąć na dziecko jeśli się nie uważa. 
Podpatrujemy jak
dzieciaczki się zbierają.
Dzieci gadają i krzyczą przez całe przestawienie, pokazując gdzie jest to ‘coś’ lub ‘ktoś’ kogo szukamy lub co się stało innej postaci o której egzystencji moja postać nie powinna nic wiedzieć… Z powodu takiej energicznej widowni, trzeba wciąż zadawać maluchom pytania i prosić o pokazanie jak się coś robi.
Ja uwielbiam brać udział w tym chaosie, zadziwiająco z tych samych powodów, lubię jedździc na nartach. Niespodziewane rzeczy się dzieją.

Przedstawienie było nie jedno, nie dwa, ale trzy. O mało na posiłek nie byłoby czasu.
Po trzecim przedstawieniu, zebrano kolegów i koleżanki Ani i Jasia, roztawiono stół z chipsami, gumisiami i mnóstwem owoców i dzieciaki zaczęły szaleć a rodzice rozmawiali.
Jedliśmy ciasta (poza solenizantką Anią, która ciastami gardzi), Ania rozpakowywała prezenty i dalej szalała z innymi dziećmi.



Zadowolona solenizantka

Wspólny prezent dla Małej

Zabawę musiałam opuścić ciut wcześnie,j żeby zdążyć na casting do reklamy dżinsów Edwin (do którego wczoraj nie wzięłam tych nieszczęsnych dżinsów). Jakby aktorowania na ten dzień nie wystarczyło, rola na którą miałam casting to była rola tancerki. Musiałam więc tańczyć przed kamerą, nogi podnosić i takie rzeczy… Od lat nie tańczę, ale szczerze mówiąc, fajnie byłoby dostać tę pracę  :3
Przed tranformacją

Po transformacji

Od strasznych pociągów do zapomnianych dżinsów

Czwartek24 Jechałam pociągiem podmiejskim!
Pierwszy raz w życiu sama jechałam pociągiem podmiejskim, a owa podróż trwała krócej niż 10 minut… Nawet nie wyjechałam z miasta.
Pomimo tego, że kocham komunikację miejską Taipejską, za nic nie będę w to wliczać pociągów. Nie tylko stacje wyglądają na strasznie skomplikowane, to jeszcze bardzo łatwo jest  wsiąść do nieodpowiedniego pociągu lub pomylić perony.
Dzisiejsza wyprawę możla zaliczyć jako udaną. Nie ważyłam się usiąść ani nawet wejść do wagonu, tylko stałam pomiędzy, gotowa na … cokolwiek. Właściwie naprawdę nie wiem dlaczego się tak panikowałam.

Ale, ale, odkąd dokąd jechałam?
Jechałam od teatrzyku, w którym w ciągu dwóch godzin przygotowałam jednogodzinne przedstawienie, które będę grała trzy razy w najbliższą niedzielę.
Jechałam do taty do pracy, gdzie wyciągnęłam komputer, który ze sobą dźwigałam cały dzień, i porobiłam trochę matmy.
Po tym spotkałam Perry'ego w wielkim sklepie zabawkarskim i wybrałam prezenty dla Ani i siostry kolegi mojego brata. Oboje mają w tym tygodniu urodziny.

Kolację zjadłam z kilkoma fajnymi Tajwańczykami, którzy mieszkali w Chile przez większość swojego życia. 

Piątek25 Rano mama wyszła z domu biorąc Anię, a zostawiając mnie i Jasia samych w domu.
Miałam trochę rzeczy do zrobienia, skończyć projekt o historii medycyny, zeskanować obrazki, naładować kamery i odpisać i oddzwonić do kilku ludzi… Próbowałam wszystko naraz robić i w miarę dobrze mi wyszło.
Ella, Ania i ja
Kamera, którą ładowałam nie powinna być nazywana kamerą a obiektywkiem, do którego można włożyć baterię i kartę pamięciową. Niesamowita to zabawka i wspaniałe fotki robi.
Dobrze i porządnie ją wytestowałam później, kiedy poszliśmy na Elli urodziny. Ella jest siortrą kolegi mojego brata i występuje w wielu reklamach i katalogach. Od dłuższego czasu gra też w serialu telewizyjnym, i nawet jeden z aktorów tego serialu pojawił się na owych urodzinach.

Dopiero o 22:00 wróciliśmy do domu i wszyscy są wymęczeni.

Sobota26 Nie za bardzo pamiętam co robiłam dzisiaj rano, ale popołudniu było ostatnie szkolenie, z serii trzech, do programu telewizyjnego stacji publicznej.
Troche mi smutno, bo były to niesamowite lekcje, a dziś zamiast A-hui (producer programu, znam go od wielu lat) to uczyła nas jakaś babka. Ona okropna nie była, dzisiaj na lekcjach było o wiele więcej grupowych zajęć. Na przykład trzeba było jedno przedstawienie ułożyć z dziewięcioma innymi dziećmi w ciągu dziesięciu minut na podstawie jakiegoś wiersza lub nawet strony z gazetki.

Po lekcjach i pożegnaniu się z wszyskimi, zawiózł mnie ojciec na casting do real estate. Następnie zawiózł mnie na jeszcze jeden, ale że nie miałam ze sobą jeansów, w których trzeba było wystąpić, to musiałam odwrócić się na pięcie. Tata nie był zadowolony. Spróbuję jeszcze jutro.

2014/07/24

Od tenisa do słodkich Zoś

Poniedziałek21 Mocno wątpię, że spędzę jakikolwiek cały dzień w domu w te wakacje… Dzisiaj prawie mi się udało, ale po południu musiałam wyjść na tenisa, więc niestety się nie liczy.
Lekcje tenisowe mam z kochaną mamusią, która jest bardzo oddana temu sportowi i jest z niej niezła przeciwniczka. Oboie jeszcze jesteśmy początkujące, a fakt że to jest jedyny sport, który w chwili obecnej uprawiam na tej wyspie, to będę jeszcze się go jeszcze trzymać przez jakiś czas...


Wtorek22 Wyraźnie nie przemyślałam rzeczy wczoraj, bo okazuje się że dziś calutki dzień siedziałam w domu.
Przez całe przedpołudnie siedziałam z Anią w domu robiąc z nią lekcje i malując obrazki. Anka szczerze mówiąc nieźle się uczy. Okazuje się, że ona nie tylko zna każdą literę w alfabecie, ale jeszcze umie dopasować małą literę do dużej i odwrotnie.

Za oknami wieje i grzmi, bo wreszcie nadszedł pierwszy tajfun w tym roku . Już zostało oficjalnie ogłoszone, że jutro nie ma lecji, ale niestety mnie to w żaden sposób nie dotyczy, bo ucząc się w domu, jak siedzisz w domu, to się uczysz...

 
Środa23 Mocno uderzył dziś tajfun w naszą wyspę. Zerwał nam dachówki z dachu i porozrzucał gałęzie i liście po całym osiedlu.
Cały dzień robiłam historię, matmę i historię medycyny, a wieczorem przyjechał Perry i po kolacji zaczęliśmy przeglądać stare wycinki z gazet z mojego modelingu. Jak mówię ‘stare’, to naprawdę chodzi o stare-stare. Sprzed dziesięciu laty. Zadziwiająco dużo razy miałam swoje zdjęcia w przeróżnych ubrankach w różnych gazetach. Bardzo długo zajęło nam przeglądnięcie tych zdjęć, bo tak słoooodko wyglądałam.

2014/07/21

Od pożegnania się z geometrią do grania 'Juno'

Piątek18 Z powodu czwartkowego brykania z laserowym pistoletem w ręku z okazji urodzin koleżanki, dzisiaj zabija mnie ból w nogach...
Rano zawiozłyśmy z mamą Ankę na plastykę i posiedziałam z matmą na dole, gdy mama drzemała obok mnie na sofie.
Trochę mi smutno, bo dobiega końca rozdział geometrii w matmie, a następny rozdział wygląda na dwa razy dłuższy i dwa razy trudniejszy od mojej kochanej geometrii. Matka się raduje bo owy następny rozdział jest o funkcjach...
Po drzemce mamy, plastyce Ani i pożegnaniu się z ulubionym rozdziałem w matmie, odebraliśmy Coco (franchise bubble tea-ów) z Tatą, i wyruszyliśmy do Xinzhu 新竹, gdzie przebywał ostatni członek naszej rodzinki.
Porzucony w szkole lotniczej, Jasiulek niewątpliwie sporo się nauczył i dumna z niego jestem (choć w żaden sposób do tej kolonii i jego edukacji lotniczej się nie przyczyniałam).
Zebrana gromada Chena i Chen-Werników ruszyła ku Costco (czyli olbrzymiemu supermarketowi, w ktrórym się zaopatrujemy), gdzie zjadłam niezłą kanapkę.

Internet kurcze nie działa u nas w domu z nieznanych diabelskich przyczyn a Edius (program edytowania filmów) ożył na dziesięć minut, po których kontynuował (już od kilku dni to się dzieje) swoje samo wyłączanie się. Przyjacielsko z kompem to nie mam. :(

Sobota19 Dzisiejszy ranek zaczął się jedzeniem śniadania w piżamie i szorowania kibla.
Kiedy się przygotowywałam do wyjścia to wrzaski Jasieńka były słyszalne za drziwami. Okazało się, że nie chciał nosić tam jakiejś chusty czy szalika jako swój "signature". A ja oczywiście wybrałam kolorową muszkę, którą dostałam od Perry'iego.
Ojciec zawiózł nas na zajęcia aktorskie, na których mieliśmy tylko jedno ćwiczenie przez całe trzy godziny. Ćwiczenie owe polegało na użyciu pewnej rzeczy w inny sposób niż jej oryginalne przeznaczenie, a następnie przedstawienie wszystkim nowego użycia tej rzeczy. Zabawa była fajowa.
Po lekcjach odwiózł nas Perry do domu na pyszną carbonarrę.
Przywiózł on ze sobą Mac Booka Pro i nowy plecak, który jest boski (Mama uważa, że zadużo tego wszystkiego).

Niedziela20 Rano poszłam z Mamą i maluchami do kościoła, a później dołączyliśmy do Taty by posłuchać jak kilku ludzi z grona "białych" aktorów na Tajwanie rozmawia o przeróżnych rzeczach,  głównie o tym jak dostać pracę na Tajwanie.
Po nienajsmaczniejszym lunchu pojechałam (już sama) do Beitou, czyli na drugi koniec miasta, na lekcje teatralne. Spóźniałam się, więc musiałam szybko, szybko przebierać nóżkami.
Lekcje były fantastyczne, a były o castingach. Nie tylko nauczyłam się jak powinno się przygotowywać do nich i jak się zachowywać w czasie, to jeszcze dowiedziałam się jak cały system castingów działa od początku do końca.
Fizycznie to nie było za bardzo męczące, ale trzeba było sporego kawałka z filmu Juno nauczyć się na pamięć, więc wymęczyłam sobie mózg...