2013/06/12

Zmyta wioska... czyli niełatwy żywot aborygenów

Nie wiem czy wiecie, że aborygeni są  nie tylko na kontynencie australijskim. 
Na Tajwanie jest ok. 510,000 (2% całej populacji) tajwańskich aborygenów i nie myślcie, że wszyscy są z jednego szczepu - obecnie jest chyba 14 szczepów (co kilka lat jakaś mała grupka tworzy odłam w danym szczepie i ... rejestruje nowy szczep).
Kilka dni temu spotkaliśmy się z dwiema rodzinami aborygeńskimi (ze szczepu P'ai-wan), które też uczą swoje dzieci w domu.. Ich wioska, Da-She (XXX) i droga do niej, zostały zniszczone podczas okropnego tajfunu 4 lata temu. Da-she leży na wysokości ok. 700 m n.p.m. (czyli wyżej niż Łysica w Górach Świętokrzyskich).
Kiedy droga do tej wioski znikła z powierzchni ziemi, wszyscy mieszkańcy zostali przymusowo ewakuowali helikopterami na drugą stronę góry. Po jakimś czasie rząd wybudował dla nich (i mieszkańców dwóch innych wiosek, które spotkał taki sam los) nową wioskę w podnóża góry. W tej nowej wiosce pomieszano aborygenów z trzech różnych szczepów (mających inne zwyczajemówiących innym dialektem i ogólnie niezbyt się lubiących). Rząd zmusił wszystkich do podpisania się zrzeczenia ich domostw w starych wioskach w zamian za otrzymanie domów w nowej wiosce. Jednak nie wszystkim to się podobało.
Gdy okazało się, że Da-she nieucierpiało, top cztery rodziny zdecydowały się tam wrócić. Dla aborygenów przyzwyczajonych do życia w górach przeprowadzka na równinę jest samobójstwem - spośród około 100 osób z Da-she w ciągu dwóch lat zmarło ok. 40 osób! Te cztery rodziny, które wróciły do Da-she nie mają łatwego życia. Droga, która w końcu została naprawiona, przy każdym większym deszczu stwarza niebezpieczeństwo ponownego zawalenia. Roboty drogowe trwają na niej nieustannie.
Z tych czterech rodzin, dwie mają dzieci - w sumie pięcioro - najstarszy chłopak kończy szóstą klasę, a najm,lodszy chłopiec ma dopiero roczek.
Oto zdjęcia z naszej wizyty w Da-she:


Droga, którą jechaliśmy, okazała się nieprzejezdna, więc musieliśmy
zawrócić (szerokość drogi = długość naszego samochodu + 30cm).
Tylko taka marna siatka powstrzymuje te kamienie i głazy
przed osunięciem się ich na drogę.
Dachy domów w Dashe. Ta stalowa konstrukcja po lewej,
to miał być kościół prezbiteriański, ale tajfun i wysiedlenie ludności
sprawilo, że nigdy nie zostal dokończony.
 
Zabawa na dachu zrobionym tradycyjnie z płyt kamiennych.
Najstarszy chłopak gra na listku.
Obieranie bardzo zielonego i kwaśnego mango, które je się z ... solą.
Ten 5-letni maluch cały czas gadał, a poza tym bardzo mu się
spodobała moja baseballówka :-)
Lepienie "kulek" z mąki z prosa,
które sami uprawiają.

Kolacja z "kulek" gotowa! (zauważcie, że ten chłopiec jest o dwa lata
starszy od Jaśka, a Jasiek jest o głowę od niego wyższy)
Najstarsza mieszkanka Dashe.
I najmłodszy mieszkaniec Dashe.


Jedna z mam ofiarowuje nam zrobiony przez siebie prezent.
4 chłopaków i ... jedna dziewczyna (w wieku Jasia).
Jedziemy "Ferrari"!
Wierzcie, nie wierzcie, ale to jest ich pole, gdzie uprawiają proso.
Pomagamy im w przerzucaniu skoszonych chwastów.
(ja po lewej, tata po prawej)
Popiół ze spalonych chwastów służy za nawóz.

Oto kilka faktów o tym strasznym tajfunie:

Tajfun ten nosił nazwę Morakot, co znaczy "szmaragd" w języku... tajskim (Tajlandia).
Był on najbardziej śmiertelnym z zanotowanych tajfunów na Tajwanie - 650 ludzi zginęło, w czym 500 ludzi było z wioski Xiao-Lin (小林村) która cała została zmyta przez lawinę błotną. Z całej wioski liczącej 1200 ludzi, zostały tylko dwa domy.
Ponad tysiąc ludzi trzeba było uratować spod gruzów i z odciętych wiosek. Jeden helikopter ratowniczy z trzema osobami w środku,  uderzył w zbocze góry i wybuchł.
Szkody wyniesione przez ten tajfun wyniosły $110 miliardów NT (=11mld zł)

Owy tajfun, po uderzeniu na Tajwan, przemieścił się na północny-zachód i uderzył w Chiny, gdzie prawie milion mieszkańców przybrzeżnych miejscowości musiało być ewakuowanych w głąb lądu.